czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział trzynasty

"W upadku najgorsza jest świadomość 
przez co się upada"



-Wróci. Zrobie ci coś do jedzenia. Idź
Reszta dnia minęła bardzo szybko. Zasnęłam zmęczona i przytłoczona emocjami.
Wstałam rano i zjadłam małe śniadanie. Ubrałam jakąś luźniejszą bluzkę i prędko pojechałam do mojej lekarki. Pielęgniarka zaprosiła mnie do gabinetu.
-Dzień dobry Pani Anieszko
-Witam
-To co zaczynamy, tak?
-Tak
-Tydzień dziewiąty
Kiedy pani Julia miała zaczynać w sali pojawił się zdyszany Bartosz. Usiadł koło mnie na krzesełku.
-A więc tak...dziecko jest jeszcze bardzo małe ale na badaniu USG państwo je zobaczą. Płci nie da sie jeszcze określić. Przepraszam muszę iść po żel, zaraz wracam.
W gabinecie panowała ta cholerna niezręczna cisza. Nie miałam odwagi nic powiedzieć. Chciałam wziąć Bartka za ręke ale ją odsunął. Coś w sercu mnie ukuło. Na szczęście przyszła pani Julia.
-Prosze sie położyć- nakazała miłym gestem
Posłusznie położyłam sie na kozetce i podwinęłam turkusową bluzkę. Kiedy lekarka nakładała zimny żel przeszedł mnie dreszcz
-Spokojnie. Widzą państwo, tu są malutkie rączki i główka. Nóżki są o tutaj.
Uśmiechnęłam sie do siebie, kiedy zobaczyłam coś tak małego i mojego.
Pani Julia dała mi zdjęcie maluszka i zaleciła dbać o siebie a w razie zasłabnień zgłosić sie do niej.
-Przyszedłeś- powiedziaałam kiedy wyszliśmy już z gabinetu
-Nosisz moje dziecko. Bynajmniej moje- powiedział nadal obrażony
-Twoje, wątpisz?
Nic nie powiedział tylko szedł dalej. -Co masz teraz zamiar zrobić?- spytał
-Nie wiem. Napewno zacznę od zabrania swoich rzeczy z twojego mieszkania a potem poszukam czegoś bliżej Łodzi, póki co chce jeszcze studiować
-Jak chcesz to połączyć?
-Jakoś sobie poradze- odprychnęłam
-Nie powinnaś sie przemęczać
-Od kiedy to sie mną interesujesz?!
-Masz moje dziecko!
-Twoje?! Chyba nasze!
-Ważne, żeby mu sie nic nie stało
-Aha, czyli ja sie juz nie licze?! Dziękuję. Wiesz co Kurek?! Jesteś niedojrzały! Zachowujesz sie jak dziecko! Nawet gorzej. Daj sobie ze mną spokój! Nie odwoź mnie, poradze sobie. Żyjemy w 21 w, jest coś takiego jak taxi! Do zobaczenia panie Kurek!
Trzasnęłam drzwiami od kliniki i zamówiłam taxe, wiem, że nie powinnm sie denerowć. Ale jak wytrzymać. Pojechałam pod dom kochanego braciszka.
Bartosz:
Wróciłem do mieszkania. Cały dom przepełniony był cytrusowymi perfumami Agnieszki. Boże Kurek, jesteś idiotą! Nie dość, że możesz stracić dziecko to jeszcze najukochańszą osobę na świecie. Nie ważne jak sie zachowała, sam nie jesteś lepszy! Jedź do niej i ją przeproś, nie pozwól jej odejść. Stracisz wszystko!
Aga:
Poszłam do mojego pokoju bo w domu nie było nikogo. Siedziałam cały dzień w łóżku i płakałam.
Kolejny miesiąc  wyglądał tak samo. Aga codziennie siedziała w domu i unikała spotkania z Bartkiem. Bartek zapracowany codziennie chodził na treningi.
Kiedy nadszedł dzień meczu widział ją. Widział ją na trybunach a serce zabiło mu mocniej kiedy miała na sobie jego koszulkę. Wyglądała pięknie pomimo nie małych worków pod oczami. Kochał ją całym sercem a teraz jeszcze kochał ich oboje
Przyszłam na mecz tylko za namową Dagi i Michała, a że nie było innej koszulki musiałam założyć tą z nazwiskiem Kurek. Siedziałam w pierwszym rzędzie w specjalnej strefie.
Był finał Ligi mistrzów. Nie mogłam opuścić tego meczu. Skra nie miała najlepszej formy. Zenit pokonał ich w pierwszym secie do 15, chłopaki sie nie załamali. W drugim secie odegrali sie i to Zwnit przegrał do 16. W trzecim nasi tez wygrali ale niestety poszedł lupem Zenitu Kazań. Tie-breaku też nie wygraliśmy.
Chłopaki się załamali. Z ich oczu płynęły łzy. Leżeli na boisku i cała determinacja się ulotniła. Wiedziała, że oni potrzebują teraz wsparcia ale jeszcze nie można było do nich podejść.
 Co z tego, że Bartek został najlepszym atakującym, co z tego, że Michał ył najlepszym przyjumjącym, co z tego, że Mariusz był najlepszym zawodnikiem turnieju. Co z tego? Bez zwycięstwa to tylko nic nie znaczące statuetki, których oni i tak mają już co najmniej kilkanaście. Po ceremonii, żaden z nich nie miał najmniejszej ochoty udzielać wywiadu.
Powoli podeszłam do smutnego zawodnika z numerem 7. Staliśmy przed sobą, twarzą w twarz, w cztery oczy. Kiedy BArtek chciał cos powiedzieć wtuliłam się w ngo bez słowa. Po prostu zmiażdżyłam go swoim uścskiem, który on odwzajemnił. Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki i zatopiłam się w jego malinowych ustach.

-Przepraszam. Byłem totalnym idiotą. Teraz wiem, że popełniłem błąd. Prosze nie zostawiaj mnie. Nie teraz. Nie jutro. Nigdy
Uniòsł mój podbródek i starannie wpoił sie w moje usta.
Pieprzyć asretywność!
-Skąd mam wiedzieć, że przy kolejnym kryzysie mnie nie zostawisz?
 -Obiecuje. Jesteś wtygodniu ciąży. Masz w sobie coś najważniejszego dla mnie. No i jesteś osobą, dla której zrobie wszystko. Kocham cie. Prosze. Wybacz
Nie powiedziałam nic tylko wtuliłam sie w jego tors. Szczerze mówiąc brakowało mi tego.




Hej ;*
Krótko ale na temat ;D Takie masło maślane....przepraszam... Już sama.nie wiem czy sie podoba czy tylko z nudów ktoś to czyta ;c

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział.
    Dobrze że się między nimi już wszystko ułożyło.
    Zapraszam do mnie na http://madeforyoux.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń